Spotify podcast badge
Apple podcast badge
Google podcast badge
Youtube podcast badge


Strona podcastu w serwisie    Spotify for Podcasters

Transkrypcja


Edukacja domowa czy to dla mnie? Edukacja domowa - to nie dla mnie!

Intro

Dzień dobry, dzień dobry! Nazywam się Kinga Pukowska, a to jest mój podcast Pozytywy edukacji. Zachęcam do kontaktu pod adresem mailowym kinga.pukowska@pozytywy.pl.

Edukacja domowa czy to dla mnie?

Dzisiaj, w ten deszczowy wieczór, chciałam poruszyć temat Edukacji domowej, a właściwie tego, jak reagują na nią ludzie. Co pojawia się jako pierwsze, kiedy ktoś słyszy o tym, że moje dzieci na przykład, są w edukacji domowej.

Bo choć nie planuję nikogo przekonywać, że edukacja domowa to jedyne słuszne rozwiązanie (aczkolwiek być może 😉 ), i nie planuję nikogo przekonywać, że wszystkie dzieci powinny przejść na edukację domową (chociaż by mogły 😉 ), to chciałam porozmawiać o tym, co pojawia się, jakie są reakcje, kiedy ktoś słyszy o edukacji domowej.

Bo wiele z tych argumentów, łatwo da się podważyć. I chociaż rozumiem, że wiele osób boi się edukacji domowej i nie chce brać na siebie odpowiedzialności, to jednak nie do końca jest tak, że te wszystkie argumenty, które słyszę są prawdziwe i niepodważalne.

Jako że staram się, żeby podcasty nie były nigdy zbyt długie, bez zbędnego owijania w bawełnę, przejdźmy do meritum.

Nie mam kompetencji

To jeden z argumentów, który bardzo często się pojawia. No ale jak to tak, w domu uczyć swoje dzieci? Przecież ja nie mam żadnych kompetencji. Czy ty skończyłaś studia pedagogiczne? Czy jesteś nauczycielem? Wiesz, jak to robić?

Otóż drodzy rodzice, z pełnym przekonaniem twierdzę, że naprawdę nie trzeba mieć jakiś specjalnych kompetencji, żeby wspierać swoje dzieci w nauce. Jestem przekonana, że jeżeli wasze dzieci chodzą do szkoły systemowej, robicie to na co dzień. Wydaje mi się, że wielu rodziców jakkolwiek wspiera swoje dzieci. Jedni bardziej, inni mniej.

Jedni bardziej angażują się w to, żeby pomóc dziecku przygotowywać się do klasówek, kartkówek, sprawdzają zeszyty, zadania domowe, a inni towarzyszą, na tyle, na ile dziecko tego potrzebuje. Czasami angażując się mniej, ale jednak zawsze gdzieś tak edukacja pojawia się w tle.

Nikt nas nie uczy, jak być rodzicami i sami zdobywamy różnego rodzaju kompetencje: czytamy, dowiadujemy się, rozmawiamy z innymi rodzicami, i tak poszerzamy swoje horyzonty. I podobnie troszkę jest w kontekście tego, jak uczymy się razem z dziećmi.

W edukacji domowej, co do zasady, wcale nie jest powiedziane, że to ty musisz być nauczycielem swojego dziecka. Rzekłabym, że to jest wręcz bardzo trudne. Pamiętam na szkoleniu z tutoringu, kiedy rozmawialiśmy o rolach, jakie pełnimy w życiu naszych dzieci. To bardzo trudne, żeby jednocześnie być rodzicem i nauczycielem. Szczególnie, jeśli nauczanie rozumiemy w taki szkolny sposób.

Bo trochę inaczej nasze dzieci pracują z kimś z zewnątrz, kto tłumaczy, wymaga, opowiada, a trochę inaczej z rodzicem, który jest tym dobrze znanym, tym z którym ma się zupełnie inny rodzaj relacji. Któremu czasami się można postawić, albo któremu można trzasnąć drzwiami przed nosem, rozpłakać się i powiedzieć, że się tego nie będzie robiło i koniec.

Nasze relacje z dziećmi są zdecydowanie skupione na naszym rodzicielstwie, a nie na nauczaniu i byciu nauczycielem.

Co do zasady, dzieci w edukacji domowej naprawdę mogą uczyć się samodzielnie. Im starsze dzieci, tym więcej są w stanie przerabiać samodzielnie i szukać rozwiązań na miarę swoich możliwości.

A te maluchy? No umówmy się, że klasa 1-3 to nie są jakieś wymagające bardzo treści, którym nie podała rodzic, podejrzewam, że z co najmniej podstawowym wykształceniem.

Skoro nas system wykształcił i przygotował do życia, to zakładam, że umiemy czytać, pisać i liczyć, i możemy wesprzeć w tym nasze dzieci w klasach 1-3. A potem? Potem, kiedy dzieci umieją już czytać i pisać, i być może nawet liczyć, można tę odpowiedzialność delegować właśnie im. Bo to ich edukacja, to one chcą uczyć się w domu, a nie w szkole.

Oczywiście pozostają też pytanie o zasadność tych wszystkich materiałów, podręczników, które muszą przerabiać nasze dzieci. Ale to trochę temat na inny odcinek podcastu.

Podsumowując, czy masz kompetencje, aby twoje dziecko było w edukacji domowej? A czy masz kompetencje, żeby być rodzicem swojego dziecka? Jestem przekonana, że edukacja domowa nie wymaga od rodziców wykształcenia pedagogicznego. I że spokojnie można wspierać swoje dzieci w ich rozwoju, będąc po prostu rodzicem.

Oczywiście świadomość pomaga, i szukanie różnych informacji, źródeł i wiedzy, ale to nie jest tak, że decydując się na edukację domową, musisz iść na kolejne studia.

Nie mam na to czasu

No cóż, jeżeli myślisz o tym, że edukacja domowa, to przeniesienie szkoły do domu, to tak, no nie dziwię się, że nie masz na to czasu. Jeżeli pracujesz zawodowo, to nie będziesz w stanie poświęcać kolejnych ośmiu godzin, a najlepiej w godzinach przedpołudniowych, żeby zorganizować lekcje swojemu dziecku.

A ile jeszcze byłoby czasu potrzebne, żeby ten cały materiał samemu przerobić, przyswoić, nauczyć się go, żeby potem móc go sprzedać dziecku.

Dlatego myślę, że tutaj znów kwestia tego, jak ty widzisz tą edukację domową. Im młodsze dzieci, tym bardziej potrzebują twojej obecności, więc w edukacji domowej pojawia się problem, kto ma opiekować się twoimi dziećmi, kiedy ty na przykład jesteś w pracy.

I tak, to może być trudność, jeśli nie masz możliwości zorganizowania opieki zastępczej, albo nie możesz - nie wiem - pracować z domu. Albo dzielić się z partnerem czasem, który każdy z was spędza w pracy. Albo pozwolić sobie na opiekunkę czy skorzystać z pomocy babci czy dziadka.

Oczywiście, że jest to pewna trudność: szkoła, dla tych młodszych dzieci, pełni też w dużej mierze funkcję opiekuńczą, żebyśmy my, dorośli, mogli robić inne rzeczy, a nie opiekować się dziećmi.

Natomiast im dzieci są starsze i mniej potrzebują takiego nadzoru cały czas, to tym bardziej to w ich rękach jest kwestia ogarnięcia swojej edukacji. Ogarnięcia tego tak, by przechodzić z klasy do klasy w ramach edukacji domowej.

No bo w końcu to pewnie im powinno zależeć na tym, żeby uczyć się w taki sposób.

I wtedy twój czas, być może, ma tu niewiele wspólnego.

W wersji idealnej, kiedy ta edukacja domowa to taki czas dla całej rodziny, kiedy wszyscy dowiadują się nowych rzeczy, podróżują palcem po mapie, zwiedzają ciekawe miejsca, robią doświadczenia i tak dalej, i tak dalej, to jasne. Pewnie są i takie rodzinne, które mogą sobie na to pozwolić.

Ale myślę sobie, że jeżeli ty chcesz pracować, a twoim dzieciom bardzo zależy na edukacji domowej i są na tyle samodzielne, by móc zająć się tym tematem osobiście, to nie ma się co obawiać, że ty nie masz na to czasu.

Najważniejsze, że czas na to mają i chcą poświęcić twoje dzieci. A ty, przecież i tak pewnie spędzasz czas ze swoimi dziećmi, już po szkole. Teraz też będziesz spędzać ten czas: ty po pracy, a oni po edukacji domowej. A może czegoś ciekawego się od nich dowiesz?

Podsumowując, czas może być pewnym problemem w sytuacji, kiedy twoje dzieci są jeszcze małe. Ale im starsze dzieci, tym bardziej ten czas leży po ich stronie. A tobie pozostaje uważne przyglądanie się i towarzyszenie.

Nie mam na to miejsca

No tak, wiele osób wydziela w swoim domu specjalny pokój. Taki wiecie, pokój do nauki, gdzie wiszą mapy, gdzie są pomoce, przyrządy. Taka sala lekcyjna. Idea bardzo piękna, do pozazdroszczenia, ale fakt: nie każdy ma dodatkowy pokój w domu czy w mieszkaniu, który może przeznaczyć tylko i wyłącznie do edukacji domowej.

Ale naprawdę nie ma takiej potrzeby. Nasze doświadczenie, a jesteśmy w edukacji domowej już siódmy rok, pokazuje, że dzieci uczą się naprawdę w bardzo różnych miejscach. Czasami uczą się na tarasie, a innym razem w jadalni, a jeszcze innym razem przy swoim własnym biurku. Dzieci uczą się naprawdę w bardzo różnych miejscach.

I być może takie pokoje do nauki stymulują, wspierają, dają możliwość robienia różnych ciekawych rzeczy, ale bez nich naprawdę też można sobie poradzić.

W końcu kiedy twoje dziecko chodzi do szkoły, też nie masz specjalnego miejsca, w którym składujesz wszystkie pomoce naukowe. Jasne, można stwierdzić, że w szkole są pracownie. Ręka do góry, kto wie, że w szkole jego dziecka są pracownie do różnych przedmiotów i są wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem. Bo to, że jakaś sala nazywa się pracownia chemiczną, fizyczną czy biologiczną, jeszcze o niczym nie świadczy.

Niektórzy twierdzą, że w edukacji domowej pracownią jest cały świat. Można iść do muzeum, można iść do parku, można w różnych miejscach obserwować i doświadczać. Wcale nie jest do tego potrzebny specjalny pokój ani specjalne miejsce przeznaczone tylko do nauki. Dzieci naprawdę uczą się w różnych miejscach i w różnym czasie, i w bardzo różnych pozycjach.

A edukacja domowa daje im to, że mogą robić to tak jak chcą i wtedy, kiedy chcą.

Pamiętam jak Super tata opowiadał kiedyś, że jego córka najlepiej uczy się całkiem wieczorem albo w nocy. Dla niektórych, zupełnie niezrozumiałe. A dla niej to właśnie ten moment był najlepszy i najbardziej twórczy. I właśnie to daje też edukacja domowa, że to dzieci mogą wybrać miejsce i czas, kiedy się uczą. I czego się uczą.

Moje dziecko się do tego nie nadaje

Gdyby było w edukacji domowej, to już w ogóle by się niczego nie uczyło. To jeden z moich ulubionych argumentów, dlaczego nie należy przenosić dziecka na edukację domową.

Jeżeli twoje dziecko chce zostać w szkole i nie interesuje go edukacja domowa, no to jasne, nie ma tematu. Przecież to nie chodzi o to, żeby go siłą zmuszać i pokazywać mu albo wręcz forsować to, że w domu będzie fajniej. Bo jemu nie będzie. Ale jeżeli dziecko chce przejść na edukację domową...

Czasem sobie myślę, że może warto zaryzykować. Oczywiście, nie chodzi o to, żeby spełniać to bezrefleksyjnie. Warto porozmawiać, opowiedzieć z czym to się je i Jak to wygląda. Nasze dzieci do tej pory wspominają nasze długie rozmowy "jak to będzie" i "co to będzie" i że to nie jest "nic- nierobienie", tylko jednak czekają ich roczne egzaminy.

Oczywiście jest coś takiego jak Unschooling, ale to też nie jest najlepszy moment, żeby o nim rozmawiać.

W takiej klasycznej edukacji domowej dzieci obowiązuje ta sama podstawa programowa, która obowiązuje dzieci w szkole. No i teraz pytanie, jak dzieci radzą sobie z tym, żeby tę podstawę programową zaliczyć. Tu oczywiście otwiera się ogromny temat związany z tym, co to znaczy zaliczyć podstawę programową.

Żeby egzamin był zdany, wcale nie trzeba znać sto procent materiału. Wcale nie trzeba wiedzieć wszystko o wszystkim i umieć na wyrywki odpowiedzieć na pytanie z każdego działu z podręcznika. Oczywiście są tacy nauczyciele, którzy na egzaminach tego wymagają. Zdarzają się niestety nawet w szkołach, tak zwanych, "przyjaznych edukacji domowej". A to zupełnie nie o to chodzi.

Dzieci, które są w edukacji domowej, bo chcą i znają jakby warunki brzegowe tej edukacji domowej, w dużej mierze wiedzą, że muszą przygotować się do egzaminu na tyle, by go zaliczyć, by ocena była, jak to mówimy, "zdana". Bo ocena "nie zdana" może spowodować, że tej edukacji domowej nie będzie i trzeba będzie wrócić do szkoły.

Wiele dzieciaków, które doświadczyły przygody szkolnej, wcale do niej nie chce wracać. To też oczywiście nie znaczy, że wszystkie szkoły są złe i niedobre, a nauczyciele to potwory. Wcale tak nie jest.

Jednak trudno się dziwić, że jeżeli któreś z dzieci trafiło kiepsko i ma nienajlepsze doświadczenie szkolne, to nie specjalnie ma ochotę sprawdzać, czy coś tam się zmieniło. I woli zostać w tym, w czym mu lepiej, czyli na przykład w edukacji domowej. I to jest jedna z głównych motywacji do tego, żeby przerabiać żmudnie tę podstawę programową.

Są też przedmioty, które okazują się być ciekawe. I wtedy to już nie jest ciężka praca i zmuszanie się do przeczytania kolejnych rozdziałów, tylko rzeczywiście chęć dowiedzenia się czegoś, zgłębienia jakiegoś tematu. A tak być może jakiegoś już pomysłu na to, co będę robić w przyszłości.

Nie ma się co łudzić, że wszystkie przedmioty i wszystkie wymagania będą z pasją i ogromną chęcią przerobione na sto procent. Kiedyś się śmialiśmy, że dzieci w edukacji domowej, podobnie jak dzieci w szkole, nie uczą się. Tylko robią to w domu 🙂 .

No bo umówmy się, że jeżeli akurat nie mamy wiele szczęścia i nasze dziecko nie trafi na świetnego pasjonata, tylko szkoła jest trudnym obowiązkiem, a umówmy się, że w wielu miejscach tak jest, to takie dzieciaki też kombinują, jakby to zrobić, żeby się jednak nie namęczyć, a zaliczyć. I czasami tak samo jest w edukacji domowej.

Chociaż też widzę, że relacja z nauczycielem, który egzaminuje jest bardzo ważna. I jeżeli w jednym roku okaże się, że na egzaminie zawiązała się pewna więź i zbudowała relacja, to w kolejnym roku pojawia się potrzeba, żeby do tego egzaminu naprawdę się fajnie przygotować.

I to też nie znaczy, że cały podręcznik zostanie połknięty i wszystkie informacje będą wyuczone "na blachę", ale że będzie to przedmiot, w obszarze którego można podyskutować albo przygotować jakiś projekt, albo pokazać jakiś element z danego przedmiotu, który jest bardziej interesujący i o którym można na egzaminie ustnym porozmawiać.

Podsumowując, nie łudziłabym się, że dzieci w szkole świetnie uczą się wszystkich przedmiotów, bo chcą. Wielu przedmiotów uczą się, bo muszą i trochę na zasadzie "zakuć, zdać, zapomnieć". A to chyba nie o to chodzi w edukacji.

W edukacji domowej czasami jest podobnie. I prawdę mówiąc, może to nawet dobrze, że można niektóre przedmioty zaliczyć bez specjalnego stresu, że trzeba poświęcić im mnóstwo czasu i mnóstwo energii, skoro okazują się być mało interesujące. Jeżeli dzieci w edukacji domowej nie chcą totalnie się uczyć i nam to nie odpowiada albo nie możemy dojść do porozumienia w tej kwestii, to zawsze pozostaje powrót do szkoły.

Natomiast jestem bardzo mocno przekonana, że budując z dziećmi relacje, możemy wspólnie dojść do porozumienia, o co tak naprawdę nam chodzi. I jak ta edukacja może wyglądać.

Bo przecież nie o to chodzi, żeby we wszystkim być najlepszym. A edukacja domowa daje nam sporo przestrzeni do tego, by wybierać.

Nie chcę się tym zajmować

I prawdę mówiąc to jest dla mnie argument najbardziej zasadny. Bo rozumiem, że ktoś nie chcę zajmować się edukacją swojego dziecka. Deleguje to na szkołę i nie chcę się tym przejmować. Nie chce słyszeć o tym co trzeba, co muszą, że czegoś nie rozumieją, że coś jest głupie albo niefajne, i tak dalej, i tak dalej.

Kiedy nasze dzieci chodziły do szkoły, wychodziliśmy również z założenia, że to szkoła jest odpowiedzialna za ich edukację. Oczywiście będziemy wspierać, dawać narzędzia i możliwości. Ale myśmy już swoją szkoły skończyli i niekoniecznie chcemy do wszystkich tych przedmiotów wracać. Szczególnie, że spora ich część wcale nie była jakaś super satysfakcjonująca.

Dlatego myślę sobie, że ten argument naprawdę mocno mnie przekonuje. Ktoś po prostu nie chce się tym zajmować. Nie chce sprawdzać, nie chce rozmawiać, nie chcą słyszeć pytań w jakimś obszarze związanych z edukacją, woli, żeby to wszystko odbywało się w szkole, nie chce umawiać na egzaminy, i tak dalej.

Bo wiadomo, że im młodsze dzieci, tym bardziej potrzebują naszego wsparcia. Ale, jeżeli o edukacji domowej marzy starsze dziecko, to myślę sobie o tym, że to nasze zajmowanie się tematem, może być naprawdę w bardzo małym stopniu. I to ten młody człowiek będzie wszystko chciał ogarnąć.

Mówię to w kontekście szczególnie tych starszych dzieci, na przykład licealistów, którzy bardzo chcą przejść na edukację domową, a rodzice właśnie używają takiego argumentu. Że nie chcą się tym zajmować. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że po prostu nie muszą.

Jasne, dopóki dziecko nie jest pełnoletnie, to my musimy wyrazić zgodę na jego edukację domową i teoretycznie to na nas spoczywa obowiązek, żeby nasze dziecko zdawało roczne egzaminy.

Ale jeżeli to właśnie ten młody człowiek wychodzi z inicjatywą i to jemu zależy, to może ten powód, że my nie chcemy się tym zajmować, nie jest znów aż taki poważny.

Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna kwestia...

I trzeba będzie spędzać z dziećmi strasznie dużo czasu

Tak, edukacja domowa sprawia, że dzieci spędzają bardzo dużo czasu w domu. Oczywiście można je wozić na różnego rodzaju zajęcia albo - jak są starsze - będą to robiły samodzielnie. Natomiast siłą rzeczy, edukacja domowa odbywa się w domu, a co za tym idzie spędzamy z tymi dziećmi sporo czasu.

No chyba, że pracujemy na etacie poza domem. Chodź widzę, że w okresie pandemii zdarza się to coraz rzadziej.

I tak, mamy więcej okazji do tego, żeby porozmawiać, wpaść na siebie. I rzeczywiście nie ma tych godzin w dystansie, które być może były, kiedy dzieci chodziły do szkoły.

To jest też ten kawałek, którego rodzice doświadczali w czasie edukacji zdalnej. Kiedy nagle okazało się, że dzieci zostają w domu i muszę się uczyć, ale jednocześnie wypadałoby, żeby czasem coś zjadły, tutaj się gdzieś spieszą, tam coś muszę zrobić. Tu wszyscy razem, na niewielkim metrażu, każdy wchodzi jeden na drugiego, granicę jedna o drugą się zaczepiają, dochodzi do konfliktów, trudności, problemów i tak dalej.

Nie da się ukryć, że w edukacji domowej rzeczywiście te dzieci będą z nami spędzać czas. Tylko pytanie, czy to jest problem? No i czyj to jest problem? 🙂

Ktoś kiedyś powiedział jednej mamie, która właśnie planowała przenieść swoją córkę na edukację domową, że...

Teraz to pani będzie musiała spędzać z tą córką strasznie dużo czasu.

Na co ona, z rozbrajającą szczerością odpowiedziała:

To się dobrze składa, bo w sumie to ja bardzo lubię moją córkę.

Ale wiem i zdaję sobie sprawę, że nie każdy z takim entuzjazmem podejdzie do tego, żeby spędzać ze swoim dzieckiem każdy dzień.

Umówmy się też, że im dzieci są starsze, tym łatwiej jest złapać dystans. Można wyjść samemu z domu i zostawić je bez stresu, że są bez opieki. Albo one same zaczną gdzieś wychodzić. Więc siłą rzeczy to już nie jest taki czas "non stop".

Ale dobrze mieć to na uwadze, że w edukacji domowej z tymi dziećmi spędzamy bardzo dużo czasu. Ja osobiście ogromnie się z tego cieszę. Bo ten czas, który mieliśmy dla siebie i ze sobą, jest dla mnie czymś niewyobrażalnie cennym. Ten czas, kiedy można było razem rozmawiać, kiedy widziałam, jak się zmieniają, dorastają...

Gdyby byli w szkole, nie miałabym tylu okazji wchodzenia z nimi w interakcje.

Oczywiście, praca zawodowa często przeszkadza. Ja mam to szczęście, że moja praca jest elastyczna i dużo czasu mogę poświęcić dla rodziny. Ale gdybym pracowała na etacie od ósmej do szesnastej, pewnie byłoby trudniej.

Jest wiele historii rodziców, którzy mimo normalnej pracy etatowej, decydują się na edukację domową i tak starają się tą swoją pracę dopasowywać do życia rodzinnego, żeby znaleźć czas na wspólną naukę, jeżeli dzieci są małe, i na inne aktywności. I w ogóle widzę, że coraz więcej rodziców naprawdę stara się dopasowywać swoje życie zawodowe do tego, że mają dzieci i rodzinę.

Edukacja domowa ma naprawdę bardzo wiele twarzy. Myślę, że tyle, ile rodzin, które postanowiły się za nią zabrać. Niektórzy będą traktować edukację domową jako opcję unschooling'ową, inni będą przenosić szkołę do domu. Ale nie ma wątpliwości, że każdy próbuje znaleźć na nią swój sposób.

Podsumowanie

Czy to jest sposób dla ciebie? Tego nie wiem. Ale myślę sobie, że dobrze jest odczarować wizerunek edukacji domowej. To nie zawsze są niepracujące mamy, które cały swój czas poświęcają dzieciom.

To nie są tylko rodziny, które są bardzo bogate i mogą sobie pozwolić na wynajmowanie nauczycieli. Bo bardzo często dzieci w edukacji domowej wcale nie korzystają z pomocy nauczycieli z zewnątrz.

To nie są rodziny, które mają wielkie domy i mogą stworzyć w nich ogromną przestrzeń do edukacji.

Jeśli twoje dziecko byłoby zainteresowane edukacją domową, być może warto rozważyć taką opcję. Ale może masz ciekawą szkołę, w której twoje dziecko rozwija się bardzo fajnie i jest mu tam dobrze, i w ogóle nie ma potrzeby myśleć o innej opcji.

Edukacja domowa to jedna z możliwości. Edukacja domowa może być dla każdego, ale nie musi. Każdemu według potrzeb.

Natomiast warto pamiętać, że edukacja domowa naprawdę nie jest taka straszna. I naprawdę nie jest tylko dla wybranych. I naprawdę można rozważyć ją jako jedną z alternatyw.

Outro

Dzięki za wysłuchanie kolejnego odcinka Pozytywów edukacji.

Jeżeli masz jakieś uwagi albo pytania, lub temat, który chciałbyś, żeby został poruszony w kolejnych odcinkach, napisz do mnie: kinga.pukowska@pozytywy.pl.

Do usłyszenia!

Podoba Ci się ta treść?

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *