Nieomal każda dziedzina życia stała się wysoce wyspecjalizowana. Znajdziemy ekspertów od wszystkiego, na każdym kroku otrzymując propozycję wsparcia czy przewodnictwa.
Mam jednak wrażenie, że rodzic z kolei często traktowany jest jako specjalista od niczego.
Mamy przecież psychologów, pedagogów, lekarzy i innych specjalistów, którzy powiedzą nam dokładnie jacy mamy być my i jakie powinny być nasze dzieci.
Zrób to sam
Dawno temu był taki program Zrób to sam prowadzony przez Adama Słodowego. Młodsi pewnie nie pamiętają... Dla jasności, ja też nie pamiętam :), ale znam z opowieści.
Program zachęcał do majsterkowania i samodzielnego radzenia sobie z problemami technicznymi. Lata epoki słusznie minionej wymagały od naszych rodziców i dziadków samodzielności i sprawczości, którą teraz możemy kupić albo zamówić z dostawą do domu.
Być może wielu z was pamięta, jak w dzieciństwie zepsutą pralkę czy "malucha" (to taki samochód) naprawiał tata, używając dostępnych w domu narzędzi.
Teraz sprzęt wymieniamy na nowy lub szukamy odpowiedniego specjalisty w wyszukiwarce albo w lokalnej grupie na Facebooku.
Zapewne ma to związek z rozwojem technologii i bardziej skomplikowaną budową urządzeń, lecz ośmielę się stwierdzić, że nie tylko. Wielu z nas boi się, że coś zepsuje, że sobie nie poradzi. A inni nie mają czasu i chęci, by pochylać się nad zepsutym sprzętem.
I oczywiście, nie ma nic złego w korzystaniu ze wsparcia: nie każdy musi być hydraulikiem czy mechanikiem. Czasem jednak być może warto podjąć próbę, bo jak to ktoś mądry powiedział:
Gdy próbujesz coś zrobić i poniesiesz Porażkę, przyjmij gratulacje. Większość osób nawet nie próbuje.
Poczucie kompetencji
Wysoka specjalizacja w różnych dziedzinach życia czy techniki sprawia, że tracimy poczucie kompetencji. Nie chodzi o to, by bagatelizować pewne sytuacje, czy próbować rozwiązać każdy problem we własnym zakresie.
Potrzebujemy kardiochirurgów czy ortopedów i zapewne nie należy złamanej nogi próbować nastawiać samodzielnie. Ale jednocześnie nie każdy katar musimy leczyć u alergologa czy pulmonologa.
Rozwój medycyny na pewno przysłużył się nam w wielu obszarach, jednak warto korzystać z niej rozważnie i nie lądować na SOR-ze z każdą dziecięcą infekcją.
Coraz więcej rodziców czuje obawę przed braniem odpowiedzialności i podejmowaniem decyzji, a przecież w znakomitej większości dobrze funkcjonujących rodzin, to właśnie rodzic jest TYM, KTÓRY WIE.
I który ma wszelkie narzędzia i kompetencje, by najlepiej zająć się swoim dzieckiem.
Co prawda, czasem wydaje się, ze przydałyby się szkoły (i egzaminy) dla rodziców, trochę jak te na prawo jazdy.
Ale póki co, każdy z nas robi robotę tak, jak potrafi najlepiej. I może to robić naprawdę świetnie.
Z odwagą w nieznane
Gdy zostajemy rodzicami, podejmujemy pewne wyzwanie. Nie wiemy jakie dziecko czy dzieci do nas trafią. Nasze wizje rodzicielstwa nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością. Wchodzimy z mniejszą lub większą odwagą w nieznane.
Czasem otaczają nas bliscy, którzy wierzą w nasze kompetencje oraz wspierają w naszych decyzjach i pomysłach. Choć nie zawsze.
Decydując się na powiększenie rodziny, już na zawsze będziemy podejmować różne decyzje, które bezpośrednio lub pośrednio będą wpływać na nasze dzieci.
ZAWSZE, nie tylko do osiągnięcia przez nie pełnoletniości (jeśli nie wiesz co mam na myśli, oglądnij film Ojciec z Anthony Hopkinsem i Olivią Colman w rolach głównych).
Ale nie wybiegajmy jeszcze tak daleko w przyszłość. Tu i teraz mamy do odegrania ważną rolę: przewodnika, towarzysza, mentora, inspiratora i najwierniejszego widza.
My, rodzice, towarzyszymy naszym dzieciom na co dzień, a uważność i wrażliwość pomagają nam stać się prawdziwymi ekspertami i specjalistami. Bo właśnie my znamy te dzieci najlepiej.
A przynajmniej możemy znać, jeśli wykorzystamy daną nam ku temu okazję.
Reguła autorytetu
Jako rodzice, wielokrotnie spotykamy się z komentarzami podważającymi nasze kompetencje. Niejedna kobieta już na porodówce usłyszy, że "nie kończyła pani medycyny, więc pani nie zrozumie".
W wielu sytuacjach poddajemy się różnym zaleceniom i szukamy kolejnych, wierząc, zgodnie z regułą autorytetu, że ktoś kto się zna i wie, powie nam co powinniśmy zrobić.
Być może znacie Doświadczenia Milgrama, które wykazało jak wielka jest nasza ludzka skłonność do podporządkowywania się autorytetom?
Wynik dość wiekowego już doświadczenia, w obecnych czasach niemożliwego do powtórzenia (ze względów choćby etycznych), był zaskoczeniem dla Milgrama.
Chciał on wyjaśnić skąd bierze się ślepe posłuszeństwo na przykład dla zbrodniczych nakazów, wywołujących takie tragedie jak II Wojna Światowa.
Miał nawet plan wybrania się do Niemiec by sprawdzić, czy tamtejsi mieszkańcy mają może większą tendencję do takich zachowań. Ale gdy okazało się, że poziom posłuszeństwa względem autorytetu był tak wysoki w Stanach Zjednoczonych, zrezygnował z podróży za ocean.
Mamy wszystko, co niezbędne
Rodzice decydujący się na alternatywną ścieżkę edukacji swoich dzieci niejednokrotnie spotykają się ze zdziwieniem, krytyką, a także podważaniem kompetencji.
Do dziś pamiętam jak blisko osiem lat temu, gdy moje dzieci zaczynały przygodę z edukacją domową, od jednej ze szkolnych nauczycielek usłyszałam:
Ale czy ma pani wystarczające kompetencje, by uczyć swoje dzieci?
Na całe szczęście, zanim podjęliśmy decyzję o realizacji obowiązku szkolnego poza szkołą, temat edukacji dzieci na poziomie podstawowym mieliśmy już wtedy przegadany na każdą możliwą stronę.
Wiedziałam, że nasza decyzja jest działaniem i próbą szukania drogi innej niż główna. Ale że nie jest to nic nadzwyczajnego, bo przed nami byli już inni.
Choć w 2015 roku w edukacji domowej uczyła się garstka dzieci (około 1500 uczniów w całej Polsce), nie odkrywaliśmy zupełnie nieznanych lądów: raczej podążaliśmy za pionierami.
Zdecydowaliśmy wspólnie z dziećmi, że spróbujemy. Najwyżej wrócimy do szkoły, ale ważne, że próbujemy. Znakomita większość tego nie robi, więc i tak możemy być z siebie dumni.
Próbując przygotować się na nadchodzącą zmianę i analizując zalety i wady alternatywnej edukacji, uznaliśmy, że mamy wszystko co niezbędne, by podjąć taką próbę. Nie wiedzieliśmy wtedy, czy będzie to decyzja na zawsze.
Specjalista z powołania
Rodzicielstwo jest jedną z najtrudniejszych, ale i najskuteczniejszych ścieżek samorozwoju. Świadomość i szacunek stają się naszymi podstawowymi atrybutami w codziennym zmaganiu się z trudnościami.
Towarzyszenie dzieciom przez pierwsze lata ich życia daje nam możliwość poznania samych siebie. Nie ma nic złego w korzystaniu z wiedzy różnego rodzaju autorytetów.
Prawdziwy specjalista z powołania uzna naszą ekspercką relację z dzieckiem,, a swoją rolę będzie sprowadzał do wzmacniania kompetencji rodzicielskich opiekunów, a nie ich podważania.
Bo ostatecznie to my zostajemy z naszymi dziećmi, gdy wszyscy specjaliści zamkną już drzwi swoich gabinetów.
My właśnie ponosimy konsekwencje wyborów i rad danych nam przez fachowców, którzy czasem widzą nasze dziecko tylko przez chwilę, nie kojarząc różnych faktów i nie łącząc niuansów, które w codzienności widzimy gołym okiem.
Dlatego wybieraj specjalistów z uwagą, czujnie przyglądaj się swoim reakcjom i nie daj się zwieźć regule autorytetu.
Nie każdy tytułowany, certyfikowany, obserwowany przez tysiące osób w mediach społecznościowych specjalista, będzie w stanie szczerze i w prawdzie pochylić się nad twoimi wątpliwościami, nie każdy będzie potrafił ci pomóc.
Specjalista od niczego - podsumowanie
Jesteś wystarczającym rodzicem dla swoich dzieci. Jesper Juul zwykł mawiać, że
Dzieci nie potrzebują rodziców idealnych, potrzebują rodziców autentycznych.
Autentyczni rodzice mają swoje wzloty i upadki, podejmują działania, w wyniku których albo uda się im osiągnąć zamierzone cele, albo czasem się nie uda.
Jako rodzic jesteś wyposażony w ogromny zestaw kompetencji. Nie daj sobie wmówić, że jesteś specjalistą od niczego.
Jesteś specjalistą, ekspertem od swojego dziecka. Nie daj sobie nigdy tej świadomości odebrać.